The Wayback Machine - https://web.archive.org/web/20160717034056/http://www.ravelo.pl/cien-eunucha-jaume-cabr,p100424077.html
ravelo

Czy chcesz otrzymywać powiadomienia
o naszych promocjach, nowościach i wyprzedażach?
Zapisz się, a już nie przegapisz żadnej superokazji!

NIE
TAK
 
Księgarnia internetowa Ravelo – tanie książki i wiele więcej
ksiazki Książki
ksiazki Podręczniki
ksiazki Zabawki
ksiazki Lifestyle
promocja

Cień eunucha

Jaume Cabré
  Marginesy , data wydania 18 maja 2016 , OPRAWA TWARDA

11111 Przeczytaj recenzje

Bestseller

Towar dostępny, wysyłka 24h.

?

Koszty, terminy i ograniczenia dostawy

?

Czas oczekiwania na zamówienie

?

Akceptowane formy płatności

?
Cena detaliczna: 44.90 zł

31.18 zł

oszczędzasz 30%

lub przenieś do przechowalni

Inne wersje

Ebook epub,mobi 35.90 zł 32.31 zł sprawdz
Zobacz pełen opis

Pełny opis książki – Jaume Cabré "Cień eunucha"

Służbowa kolacja z koleżanką z redakcji „Czasopisma”, Júlią, miała być dla błyskotliwego dziennikarza z redakcji muzycznej szansą na oderwanie się od czarnych myśli po pogrzebie przyjaciela, a tymczasem wszystko – potrawy, obsługa, towarzystwo, a przede wszystkim niefortunnie wybrany lokal, sprzysięgły się, by ten nostalgiczny wieczór stał się dla bohatera prawdziwym koszmarem. Miquel Gensana to wielki nieudacznik. Z żadną kobietą mu nie wyszło (ostatnia była skrzypaczką), dzieci nie spłodził – na nim kończy się ród – chciał być artystą, ale nie starczyło talentu. Nie zapobiegł bankructwu firmy i stracił dom rodzinny, w którym teraz jest modna restauracja. Do tej właśnie restauracji zaprosiła go koleżanka na wieczór wspomnieniowy. Jak święty Piotr trzykrotnie się zaparł, że to był kiedyś jego dom, ale wspomnienia nasuwały się same.

Miquel staje przed trybunałem pamięci, by wystawić rachunek dwustuletniej rodzinnej historii i rozliczyć powojenną Hiszpanię, a przy okazji samego siebie, z doznanych krzywd, popełnionych błędów i niespełnionej miłości. A do tego większa niż w innych powieściach Cabré obecność muzyki pozwala wyciszyć traumę z czasów partyzantki miejskiej i przeboleć utratę wielkiego domu, którego pomieszczeń nie potrafią zliczyć nawet sami mieszkańcy.

Jaume Cabré urodził się w Barcelonie w 1947 roku. Od lat uznaje się go za najwybitniejszego pisarza katalońskiego. Jest autorem wielu powieści, zbiorów opowiadań, esejów literackich oraz scenariuszy filmowych i telewizyjnych. Należy do Instytutu Studiów Katalońskich, a jego utwory, wysoko oceniane przez czytelników i krytyków, były wielokrotnie nagradzane, filmowane i tłumaczone. Ukazały się w ponad 25 krajach. Nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazały się jego powieści: Wyznaję (2013), Głosy Pamano (2014) i Jaśnie pan (2015).

Cień eunucha, Jaume Cabre - fragment książki

Rodział 1

Gdy wszystko już minęło, siedząc na wprost ciemnych oczu i doskonałej cery Júlii, zadałem sobie pytanie, w którym dokładnie momencie przegrałem swoje życie. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Łatwiej było zgadywać, o czym teraz myśli Júlia. Przyjrzałem się jej dyskretnie: skupiła się na karcie, niezdecydowana, czy wybrać stek czy karkówkę. Co do restauracji, natychmiast oceniłem, że zaaranżowano wnętrze w sposób wyjątkowo antypatyczny. W którym momencie wszystko się popsuło? Może stało się to tamtego deszczowego piątku wiele lat temu, kiedy już się wydawało, że znalazłem swoje miejsce w społeczeństwie. Po obiedzie ktoś zapukał do drzwi i ojciec wbrew swoim zwyczajom poszedł otworzyć, jakby tylko czekał na to pukanie. Później wspólnie zrekonstruowaliśmy bieg wydarzeń: ojciec stał na schodach i rozmawiał z kimś, nie wiadomo z kim. Zdaje się, że skierował do nas, czy do ściany, słowa, że zaraz wróci, i więcej go nie widzieliśmy. Mimo że padało, wyszedł na ulicę w kapciach i w koszuli z podwiniętymi rękawami. Całymi latami wyrzucałem sobie, dlaczego wtedy nie przeczułem, jak ważne było tamto pukanie, dlaczego tak łatwo przegapiamy nieliczne naprawdę ważne momenty w życiu, a później marnujemy resztę rozpaczliwej egzystencji na bezowocne próby ich odzyskania. Mieszkałem wtedy u rodziców, świeżo po rozstaniu z Gemmą.

Mam dużo takich kluczowych momentów. Wymykają mi się z rąk, śliskie jak ryba, podczas gdy ziewam przed telewizorem albo rozwiązuję krzyżówkę. Ileż to razy rozpaczałem, bo nie mogłem sobie przypomnieć uśmiechu Teresy przed Ritzem. To uporczywe wspomnienie ciągle drąży mi mózg i wyciska łzy z oczu, dokuczliwe jak gorączka. Teresa uśmiechnęła się do mnie przed zalaną światłem fasadą hotelu, a ja stałem parę kroków dalej, w ciemności, zdyszany. Wobec mojego milczenia odwróciła się z uśmiechem do jarmarcznej budy. Nie, nie chcę teraz do tego wracać. Trzeba się skupić na karcie dań i podporządkować bezdyskusyjnej decyzji Júlii: mięso, ale jakie, zdecyduj się wreszcie, jestem głodna. Teresa jednak nie przestawała się uśmiechać, tam, przed Ritzem, na Piccadilly. W końcu zajrzałem do karty pisanej mdłym stylem niespełnionego literata, który kanonizuje potrawy, zamiast je opisywać. A przede mną Júlia, jej czarne oczy i aksamitny głos, które wabią niczym studnia bez dna, ale czuję się zmęczony; niezdolny do zakochania.

Wszystko zaczęło się parę godzin temu, kiedy Júlia zaproponowała mi wspólną kolację, bo jej zdaniem tylko ja mogłem jej pomóc. Albo nie: lawina ruszyła tego ranka, podczas pogrzebu, na cmentarzu. Od tamtej chwili nie mogę się uwolnić od obsesyjnej refleksji nad własnym życiem. Trzymałem się nieco na uboczu, ukryty za ciemnymi okularami. Wolałem nie podchodzić tam, gdzie stała rodzina, zaszokowana tą niespodziewaną śmiercią. A mimo to Rovira mnie rozpoznał i już się nie odkleił. Przy zwierzeniach wypaliliśmy pół paczki cameli. Na cmentarzu, zanim Rovira do mnie podszedł, uświadomiłem sobie, niczym prawdę objawioną, że nigdy nie zdobędę się na zdementowanie oficjalnej wersji śmierci Bolósa jako ofi ary tragicznego w skutkach, niepojętego wypadku. Tylko ja wiedziałem o tajemniczej wiadomości nagranej w środę wieczorem na automatycznej sekretarce: „Simó, to ja, Franklin: ktoś nas śledzi”. Później nastał czwartek z nową porcją sensacji, a w piątek, gdy wróciłem z cmentarza, zatelefonowała Júlia z propozycją kolacji.

Rześkie powietrze na cmentarzu przypomniało mi nieco cieplejszy, ale przesycony lękiem klimat na Kurnat as-Sauda. Pogodziłem się niemal bez walki, że mimo przypuszczalnie bohaterskiego okresu w moim życiu teraz muszę się chować za ciemnymi okularami, udawać rozkojarzonego, powtarzać tak, tak, co za bezsensowny, tragiczny wypadek. I uciekać stamtąd, zanim mnie całkiem rozbroi pytające spojrzenie Marii. Oraz Júlia przy telefonie.  – Tak, słucham, pod jakim warunkiem?

– Żebyś mi pozwolił wybrać miejsce.

Pomyślałem sobie, co mi zależy, też jestem sam, przybity, zniechęcony, z głową pełną Bolósa i sercem ściśniętym lękiem. Tak spanikowany, że nie potrafiłem na cmentarzu spojrzeć Marii w oczy.

– W porządku, zgadzam się. Dokąd chcesz mnie zabrać?

– Niespodzianka... Bardzo przyjemna restauracja, nie-dawno otwarta. Musimy porozmawiać o wielu sprawach, Miquelu.

– O czym?

– O wszystkim. O Bolósie. Potrzebuję informacji do artykułu.

– Artykułu?

– Duran cię nie uprzedził? Dodatek dla uczczenia pa-mięci.

– Zostawcie Bolósa w spokoju.

– Co z tobą? Nie podoba ci się nasz pomysł?

– Fantastyczny.  – Z wymuszoną emfazą:  – Naprawdę.

Nigdy nie potrafi łem udawać i Júlia natychmiast to wyczuła.

– Nie podoba ci się.

Ależ tak, Júlio. A ty co o nim wiesz, no, o Bolósie?

Teraz Júlia odpowiedziała dziwnym milczeniem  – jej też nie najlepiej wychodziło udawanie.

– Ach, tyle co znalazłam w starych czasopismach, w bi-bliotekach. Rozumiesz? – Niezręczna dla obojga pauza.  – Ale przydałyby się informacje o jego młodości, a ty...  – Odchrząknęła.  – Co?  – I żeby mi dać czas na odpowiedź:  – To urocza restauracja, mają tam dobre mięso, a ty powinieneś się rozerwać.

Uległem sile argumentów i powiedziałem, w porządku, do usług. Dobry sposób, żeby nie spędzać czasu na kanapie, w ciemności, nie myśleć o Teresie, o Bolósie, o sobie, o Teresie i o lęku wywołanym telefonem, gdy ochrypły głos groził mi jakąś straszną karą, jakby nie wiedział, że najgorszą karą jest pamiętanie o tamtym mokrym ręczniku i dwudziestopięciowatowej żarówce. I wspominanie Teresy.

Júlia przyszła po mnie o ósmej, ale zamiast wsiąść do samochodu, wyciągnęła do mnie dłoń z porozumiewawczym uśmiechem, z prośbą o kluczyki. Chciała konsekwentnie doprowadzić do końca swoją niespodziankę. A ponieważ wobec uśmiechu kobiety jestem bezbronny, złożyłem w jej ręce kluczyki i moje życie, też z uśmiechem, ale niepewnym, bo marny ze mnie pilot. Poza tym wiem, że Júlia jest typem kierowcy nostalgicznego i nieprzewidywalnego, cały czas gada, gestykuluje, zapomina o kierownicy, nerwowo puszcza sprzęgło, wzdycha i tylko z rzadka, od niechcenia sprawdza, co się dzieje na drodze. Czyli nastawiłem się na ciężkie chwile, i to dość długie, bo szybko się okazało, że ta urocza restauracja nie znajdowała się w Barcelonie. Wyjechaliśmy z miasta Meridianą, jeszcze niezbyt zatłoczoną, a Júlia zmieniała pasy, kiedy chciała i jak chciała, chyba pod wpływem poetyckiego natchnienia, podczas gdy mnie cierpł a skóra na karku. Tyle tylko, że dziewczynie udało się odwrócić moją uwagę od smutnych myśli.

– Nie powiesz, dokąd jedziemy?

– Nie. Ale uprzedzam: ty będziesz płacić rachunek.

Jeśli to do pracy, ściągnę pieniądze od Durana.

– Nie będzie chciał o niczym słyszeć.

– To się okaże.

Oparła dłoń na moim kolanie i ją tam zostawiła. Ja z Júlią?

Jechaliśmy w kierunku Feixes w coraz większym tłoku, torując sobie drogę między samochodami wyjeżdżającymi z Barcelony. Musiałem mieć głupią minę. Wzruszył mnie gest Júlii, ale nie spuszczałem oka z przerywanej linii, na którą ona uparcie najeżdżała, jakby tam było najbezpieczniej.

– Wszystkiego mi się odechciewa.

– Mnie też.

– No to jest nas dwoje.

– To będzie kolacja na cześć Josepa Marii.

– Jakiego Josepa Marii?

– Bolósa.  – Zmieniła ton głosu na wystudiowany.  – Niesamowite, jak ci ludzie prowadzą. Zauważyłeś?

– Bolós to mój serdeczny przyjaciel  – wróciłem do przerwanego tematu.  – A może byś się trzymała swojego pasa?

– Och, Miquel... Nie zaczynaj, dobrze?

Zapanowała cisza. Podziwiałem za oknem pejzaż z rzeką Ripoll, starając się przynajmniej przez chwilę nie denerwować tym, jak prowadzi Júlia.

– Wiesz, że wieziesz mnie w kierunku mojego domu?

– Niesamowite. To ty nie jesteś z Barcelony?

– Nie. Mieszkam tam. Ale pochodzę z Feixes.

– Coś takiego.

Kolejne osiemset metrów w milczeniu.

– Popatrz, jak to się dziwnie układa.

Uszczypnąłem ją w policzek, co spowodowało gwałtowną zmianę pasa.

– No wiesz, bywają gorsze nieszczęścia niż nie pocho-dzić z Barcelony.

– Akurat. Musi być ciężko.

Niektórym się udaje przepracować tę traumę.

Minęliśmy Sabadell po prawej i jechaliśmy prosto jak po sznurku.

– Z Feixes pochodzi rodzina twojego ojca czy matki?

– Ojca, dziadków, babć, pradziadków i prababć. Moja rodzina ze strony ojca wrastała w dzieje miasta od niepamiętnych czasów.

– Cholera.

– Słucham?

– Powiedziałam cholera.

– No właśnie. Jeśli cię to nie nudzi, któregoś dnia mogę ci pokazać nasze drzewo genealogiczne. Mam takie, świetna robota. Byliśmy rodziną świadomą własnej przeszłości.

– Byliście?

– Byliśmy.

– To tak jak my. Mnie zostało tylko mgliste wspomnienie o jednym dziadku.

– Ja jeszcze parę lat temu miałem jednego, właściwie wujecznego dziadka. Wujek Maurycy. Wyjątkowa postać.  – Bo?

– Bo tak. Przeżył sto tysięcy lat, miał pamięć jak słoń i był nieźle zakręcony.  – Zerknąłem, żeby sprawdzić, czy mnie uważnie słucha.  – Ten wujek to czarna owca naszej rodziny.

– Wyjechał do Ameryki i tak dalej, prawda?

– Nie. Wszyscy go nienawidzili.

– Ty też?

– Nie. Ja nie.

Júlia przyglądała mi się kątem oka, a jednocześnie zjeżdżała z autostrady, nie włączając kierunkowskazu.

– Przedstawisz mi go?  – rzuciła, nie przejmując się samochodem przed nami, który właśnie hamował.

– Nie żyje.  – Zdążyliśmy się zatrzymać w ostatniej chwili, a mnie już serce podchodziło do gardła.  – Proszę, zwolnij.  – Że co?

– To, co wiem o rodzinie, zawdzięczam jego manii prze-chowywania papierów. Wiedział dosłownie wszystko.

– Wszystko?

– Tak, dosłownie. W każdej rodzinie znajdzie się ktoś, kto jest skarbnicą pamięci, prawda?

– Nie w mojej. Nie jestem pewna, czy w ogóle jesteśmy rodziną.  – Kiedy już zjechała na boczną drogę, zaczęła głośno myśleć.  – Wydaje mi się, że można tu skręcić.

– No wiesz... Jest zakaz, ale dla ciebie to żadna prze-szkoda.

– Cholera, gdzie?

– Za nami.  – Biorąc głęboki wdech, wydusiłem z siebie:  – Spokojnie, znów jest ruch dwukierunkowy.

– Wiesz, że już jestem głodna?  – Zawahała się przez moment przed czerwonym światłem, ale w końcu zahamowała przy moim gorącym i entuzjastycznym moralnym aplauzie.  – Zaraz dojedziemy, jeśli się tu nie pogubię.

Nie skorzystałem z okazji i nie powiedziałem jej, że wuj

Maurycy ostatni rok życia spędził w domu wariatów, że kochał mnie mimo tego, co się wydarzyło, i że był jedyną osobą w rodzinie, poza matką, z którą mogłem prowadzić długie, niespieszne rozmowy. Nie przypuszczam, żebym kiedykolwiek mógł jej o tym opowiedzieć.

Zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, Júlia już parkowała samochód na placu przed restauracją. Tak ją absorbowało parkowanie, tak bardzo się skupiła, żeby nie uderzyć za mocno w samochód stojący przed naszym, że nie zwróciła uwagi na moje milczenie.

– To jest ta restauracja?

– Aha.  – Westchnienie ulgi.  – Jak ci się podoba?

– Świetnie parkujesz. To jest ta restauracja?

– Już mówiłam, że tak.

Odebrało mi mowę. Wysiadałem z samochodu na nogach z waty. Było jeszcze jasno, letni wieczór. Nie mogłem się powstrzymać przed szybkim spojrzeniem na drzewko truskawkowe. Bardzo się rozrosło, widać, że o nie dbają. Podszedłem bliżej, ale nie dosłyszałem słów adresowanych do mnie przez wujka Maurycego w jego ostatnim, długim liście. Zegar słoneczny pozostał na ścianie z pnącą różą, bezużyteczny, bez słońca, bez róż. Lekki wietrzyk uwięziony w gałązkach brzozy delikatnie poruszał liśćmi. Na pozór wszystko znajdowało się na swoim miejscu.

– Jak ci się tu podoba?

Júlia wyciągniętą ręką wskazywała budynek jak ktoś, kto się popisuje wielką rybą właśnie złowioną na wędkę. Cóż mógłbym powiedzieć: moja droga Júlia przywiozła mnie właśnie do mojego rodzinnego gniazda, do Gensany, domu, w którym się urodziłem, rosłem, płakałem i marzyłem. Domu, z którego uciekłem, kiedy przyszedł czas. Parę lat temu matka nagle została poinformowana, że ma się wyprowadzić, że budynek już do niej nie należy, i wszyscy zgłupieliśmy, czy nie dość, że ojciec odszedł w kapciach, zostawiając nam długi, weksle i pretensje, żeby teraz na dodatek nagle stracić wszystkie wspomnienia. To wtedy wujek Maurycy wspiął się na krzew różany. Gensana, tysiąc siedemset dziewięćdziesiąt dziewięć, tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt pięć. Niewiele brakowało do osiągn ięcia pełnych dwustu lat udokumentowanej rodzinnej historii. Czuję się jak król Marcin Ludzki. Tu, z powodu mojego opieszalstwa, pogrzebana została posiadłość Gensana, zamieniona w groteskową restaurację, która jak na ironię, nosi nazwę Czerwony Dąb, wypisaną dizajnerskimi literami.

–  Miquel, oddaję kluczyki.

– Że co?  – Z trudem oderwałem się od swoich myśli i poszedłem za nią. Trzy stopnie, podest i jeszcze dwa. Karty Visa, MasterCard i American Express reklamujące się na szybie w drzwiach nadawały całości jeszcze smutniejszy wydźwięk. Przed nami wyrósł jak spod ziemi mężczyzna z przyklejonym do twarzy uśmiechem maître’a i powitał nas w moim domu.

 

[…]

Cień eunucha, Jaume Cabre - rekomendacje

Dlaczego tak łatwo przegapiamy nieliczne, naprawdę ważne momenty w życiu? – pyta Cabré. Proszę nie przegapić tej naprawdę mądrej powieści!

Michał Nogaś, Program 3 Polskiego Radia

Cechy produktu

Dostawca: Azymut

Wydawca: Marginesy

data wydania : 18 maja 2016

liczba stron: 496

format: 14.0x23.0cm

język wydania: polski

numer wydania: 1

numer produktu: 100424077

EAN: 9788365282606

Średnia ocena Klientów: 5 (Oceniło 2 osób)
Przeczytaj recenzje

Przeczytaj recenzje książki – Jaume Cabré "Cień eunucha"

Średnia ocena Klientów: 11111 Zostań naszym recenzentem i dodaj swoją opinię o produkcie

Recenzja dodana 2016-04-13

Cień eunucha

Wcześniejsze powieści Jaume Cabre były znakomite - zarówno "Wyznaję", jak i "Jaśnie Pan". Wszyscy wielbiciele tego katalońskiego pisarza nie mogą się doczekać premiery najnowszej książki "Cień eunucha". Czekam z niecierpliwością!

Oceń, czy recenzja jest pomocna TAK NIE

Recenzja dodana 2016-04-12

Cień eunucha - najnowsza powieść Jaume Cabre

Jaume Cabre zyskał ostatnio wielką popularność w Polsce. Nic dziwnego - tworzy powieści ambitne, a jednocześnie bardzo atrakcyjne dla czytelnika. Z niecierpliwością czekam na premierę najnowszej jego książki "Cień eunucha"!

Oceń, czy recenzja jest pomocna TAK NIE

Napisz recenzję
To top </html